Wystarczy tylko latarka, ciemne ubranie, które można bez odżałowania pobrudzić, oraz duża torba, bo w kontenerach znajdziemy naprawdę sporo jedzenia.
Freeganizm to oddolna inicjatywa społeczna, zrzeszająca ludzi, którzy chcą walczyć z marnotrawstwem żywności poprzez organizowanie tzw. skipów, czyli nocnych wypraw zaopatrzeniowych do kontenerów sklepowych. Jak podaje Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa, co roku na świecie marnuje się aż ⅓ wyprodukowanego jedzenia.
Freeganizm wyłonił się ze złożonej historii społecznej. Ma swoje korzenie w kulturze anarcho-punkowej lat 70., która rzuciła wyzwanie kapitalizmowi korporacyjnemu. Za założyciela uznaje się inicjatora ruchu Make Food Not Bombs – inicjatywy społecznej rozsianej obecnie na całym świecie, której celem było dzielenie się ciepłym, wegetariańskim bądź wegańskim posiłkiem, oraz jednoczesne zamanifestowanie antywojennych poglądów.
Jednym z podstawowych przesłań freeganizmu jest istota dzielenia się, tak jak miało i ma to miejsce obecnie w Make Food Not Bombs. Często na grupach freegańskich na Facebooku możemy podpatrzeć ogłoszenia typu: „Mam za dużo pomidorów i bananów z ostatniego skipa. Do odebrania tu i tu”.
W Paryżu natomiast istnieje specjalna kantyna społeczna, całkowicie oparta na jedzeniu, które hipermarkety uznały za niewystarczająco atrakcyjne dla sklepowych półek. Każdego dnia kantyną rządzi inny szef kuchni, a klienci sami decydują, ile zapłacą za przygotowane posiłki.
Freegan często przedstawia się jako zbuntowanych, biednych ludzi, którzy unikają spędzenia 40 godzin tygodniowo w pracy. Jest to iluzoryczne, bowiem często są to – wedle zachodniego modelu – pracujący ludzie, którzy przechodzą na freeganizm z pobudek etycznych, wyrażając w ten sposób swój sprzeciw wobec nadmiernemu marnowaniu żywności. W ideę freeganizmu wpisuje się także unikanie przesadnego konsumpcjonizmu oraz ratowanie jedzenia masowo wyrzucanego przez wielkie sieci spożywcze. Oszczędność jest więc tylko miłym skutkiem ubocznym.
Często wystarczy naprawdę niewielki „defekt”, aby rzecz znalazła się na śmietniku. Przykład? Ciemniejące banany (które idealnie nadają się do przyrządzenia smoothie lub wypieków) czy lekko zgnieciony pomidor w opakowaniu. Wciąż są to zatem pełnowartościowe produkty. W śmietnikach można zresztą znaleźć nie tylko jedzenie, ale też ubrania – bo skończył się trend i nadchodzi nowy.
W Polsce, według Polskiego Banku Żywności, aż 9 mln ton żywności rocznie po prostu przepada. Liczby te przerażają, tym bardziej, że mamy w kraju 2 mln obywateli, którzy żyją w skrajnej biedzie.
Według tych samych danych, za największe marnotrawstwo odpowiadamy my – konsumenci. Polacy wyrzucają średnio ok. 249 kg jedzenia na jedno gospodarstwo domowe. Kupujemy za dużo, bez listy, bez sprawdzenia zawartości lodówki, bez planowania, bez głowy.
Na szczęście od 1 marca 2020 roku działa ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności, obligująca wielkie hipermarkety do oddawania żywności, która miałaby trafić na śmietnik. Tym samym żywność jest oddawana do schronisk dla bezdomnych, sierocińców czy domów spokojnej starości.
Z perspektywy prawnej włamywanie się na czyjeś mienie jest wykroczeniem. Kontenery, które są celem skipów, często znajdują się na terenach prywatnych, zamknięte na kłódkę. Freeganie wybierają więc na skipy miejsca z wolnym dostępem do śmietników. Zwykle są to już znane przez nich rejony, wcześniej przetestowane i zaaprobowane.
Zdarzają się sytuacje, kiedy pracownicy sklepu sami informują zainteresowanych o tym, że danego dnia wyłożą im np. 10 kg sczerniałych bananów. Z drugiej strony, zdarzają się również sytuacje, kiedy trzeba uciekać, bo pracownicy wzywają policję. Niepisaną zasadą nocnych skipów jest obowiązkowe pozostawienie miejsca w pierwotnym stanie, a nawet lepszym, aby nie zachęcać sklepów do zamykania śmietników.
Na pytanie o zasadność nielegalności freeganizmu powinniśmy odpowiedzieć pytaniem: „a czy marnowanie jedzenia jest legalne”. W tym momencie rzeczywistość, w jakiej żyjemy, wydaje się groteskowa. Ostatnio nagłośniona została sprawa dwóch niemieckich studentek, które wyciągnęły z kontenerów żywność nadającą się jeszcze do spożycia. Sąd niższej instancji skazał je na 8 godzin prac społecznych oraz karę 225 euro w zawieszeniu. Freeganki zgłosiły skargę na wyrok, ale sąd uznał, że była to kradzież mienia, które trzeba chronić, nawet jeśli nie miało ono wartości ekonomicznej.
Freeganizm nie prosi o poklask: im mniej famy oraz informacji o nadchodzących skipach, tym lepiej dla całej idei. Freeganie nauczyli się, że wraz z nagłośnieniem medialnym, sklepy zaczynają bardziej zwracać uwagę na kontenery i je przed nimi zamykać. Zdarzało się, że dobre jedzenie posypywano np. proszkiem do prania, tylko po to, by nikt po nie nie sięgnął.
To, czy ruch freegański urośnie w siłę, zależy od nas, czyli konsumentów. Paradoksalnie, freeganie będą się cieszyć, kiedy na śmietnikach znajdą mniej jedzenia, niż do tej pory. To będzie znak, że coś uległo zmianie.